×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Założyłem, że się uda

Jakub Grzymek, Maciej Müller
Kurier MP

– Chorobie onkologicznej towarzyszy ciągły, przyćmiony ból, a sercowej: strach, że w każdej chwili może stać się najgorsze. Kiedy kłuje, gniecie i dusi, albo gdy kroplówka wysusza przełyk, można jeszcze to znieść. Gorsza jest panika – mówi aktor i reżyser Jerzy Stuhr, ambasador kampanii „Rak wolny od bólu”.


Jerzy Stuhr. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Jerzy Stuhr jest aktorem filmowym i teatralnym, reżyserem, profesorem sztuki, pisarzem. W 1988 r. przeszedł zawał serca (na początku lat 90. pod wpływem choroby napisał książkę „Sercowa choroba, czyli moje życie w sztuce”, wyd. 2008). Jesienią 2011 r. lekarze potwierdzili u niego nowotwór przełyku (w trakcie leczenia pisał dziennik, wydany następnie pod tytułem „Tak sobie myślę” w 2012 r.). Terapię zakończono w kwietniu 2012 roku. Stuhr jest ambasadorem kampanii „Rak wolny od bólu”, której celem jest walka o prawa pacjenta do skutecznej terapii bólu. Patronem kampanii jest Medycyna Praktyczna. Jerzy Stuhr od lat wspólnie z żoną Barbarą Stuhr działa na rzecz rozwoju psychoonkologii w krakowskim Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii UNICORN.


Jakub Grzymek, Maciej Müller: Co to jest choroba?

Jerzy Stuhr: Ważne doświadczenie życiowe. Jeśli człowiek odkryje, ile może z choroby zaczerpnąć dla własnego rozwoju, zbliży się do zwycięstwa. Niedawno białoruska dziennikarka spytała mnie, czym jest dla mnie czas. Odpowiedziałem, że to okres między kolejnymi chorobami. Po każdej staję się innym człowiekiem, z nowym bagażem samotności, bólu, ale też empatii ze strony otoczenia.

Kiedy pojawia się choroba, wiem, że nie chodzi o chwilową niedyspozycję. Nadchodzi czas kolejnego przemodelowania życia. Już nigdy nie będzie tak, jak wcześniej.

Napisał Pan w dzienniku wydanym potem jako książka pt. „Tak sobie myślę”: „jestem tylko ja i choroba”. Wszystko inne przestaje się liczyć?

W chorobie zostajesz sam i musisz się na to przygotować. Nikt ci psychicznie nie pomoże, bo nawet najbliższe osoby nie wiedzą, co w tobie jest, na czym naprawdę polega twoje cierpienie. W chorobie trzeba ogromnej cierpliwości. I tolerancji.

Dla siebie?

Tak. Ona daje siłę do pokonania poczucia upokorzenia. Bo zależność od lekarzy, pielęgniarek, rodziny, niesłychanie upokarza. Muszę prosić, żeby mnie podnieść, wytrzeć, podmyć... Choroba uczy pokory.

Pokora jest ogromnie ważna dla artysty, który żyje na świeczniku, otoczony tłumami ludzi zaspokajających jego narcyzm. Jednego dnia podpisujesz przez półtorej godziny książki, a drugiego leżysz w podartej piżamce, bo zabrakło czystych koszul: wszystkie zarzygane albo zakrwawione. Na nowo stajesz się równy wszystkim innym ludziom.

A co z bólem? Jak Pan pisał: nieodłącznie związanym z chorobą i odbierającym nadzieję?

Ból odbiera zdolność do mobilizacji. Żeby walczyć z chorobą, muszę być niezwykle skupiony, skoncentrowany. Kiedy usłyszałem diagnozę „rak”, nie panikowałem, tylko spytałem od razu: „to co mam robić? Urlop trzeba będzie wziąć?”. A nawet: „jak to długo potrwa?”. Sam sobie układam program tej walki, program treningu mentalnego i fizycznego. Czasem wbrew otoczeniu – lekarzom i rodzinie – które mówi: „leż”.

A kiedy boli, wszystko staje się zakłócone, nieostre, nieprecyzyjne. Drętwieję i czekam, aż przejdzie – żeby w ogóle zacząć myśleć. Kampania „Rak wolny od bólu”, w którą się zaangażowałem, ma na celu skłonienie lekarzy, by podawali leki minimalizujące ból: bo to pozwoli pacjentowi zebrać siły do walki.

Jaki ból Pan odczuwał?

Boli bardzo różnie. W chorobach sercowych zdarzają się nagłe chwile bólu. Spokój, spokój i nagle – duszę się przez trzy sekundy. I potem znowu spokój, ale już wiem, że za 10 sekund znowu zacznę się dusić. Ale to, kiedy kłuje, gniecie i dusi, albo gdy kroplówka wysusza przełyk, można jeszcze znieść. Gorsza jest panika, którą włączam w kategorię bólu. Chorobie onkologicznej towarzyszy ciągły, przyćmiony ból, a sercowej: strach, że w każdej chwili może stać się najgorsze.

To strach przed śmiercią?

Nie. Przed tym, że za chwilę stracę panowanie nad sobą. Śmierci się nie bałem; myśl o ostateczności raczej mnie uspokajała. Myślałem sobie, że w zasadzie zrobiłem w życiu to, co chciałem. Doczekałem wnuków. A śmierć przecież musi kiedyś nastąpić. Kiedy zabierałem się za książkę „Tak sobie myślę”, wyobrażałem ją sobie jako rodzaj testamentu, coś, co po mnie zostanie dla moich dzieci. W książce widać, że kiedy wraca do mnie nadzieja, pojawiają się żarty, dbałość o formę.

08.11.2016
strona 1 z 3
Zobacz także
  • Jej mąż zmarł na raka po długiej walce. "Jakbym wróciła z wojny"
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta