×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Założyłem, że się uda - strona 2

Jakub Grzymek, Maciej Müller
Kurier MP

Powiedział Pan kiedyś, że inaczej boli rak, inaczej jego leczenie.

Ból związany z leczeniem był gorszy. Ciężko przetrzymać kroplówkę z chemią. Biegunki, pieczenie... To ambiwalentne uczucie – z jednej strony wiem, że chemia pomaga, z drugiej, że zatruwa mi cały organizm. Walka polega na tym, żeby zdrowe organy wytrzymały. Tak to zresztą ujęli lekarze: „założymy panu siedem chemii, bardzo ciężkich, i zobaczymy, czy pan to przetrzyma”. Dałem radę. Chcieli dla pewności podać ósmą dawkę, ale miałem za słabe wyniki badań.

Jerzy Stuhr. Fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta

Czy ból można oswoić?

Absolutnie tak. Jeżeli znasz przyczynę bólu, jest łatwiej. Lekarze mówią: „będzie pan odczuwał straszny dyskomfort przy oddychaniu, ale proszę to przetrzymać”. I przetrzymuję.

Czy zastosowano u Pana terapię bólu mocnymi lekami przeciwbólowymi?

Nie, dostawałem tylko ketonal. Chyba nie doszedłem do takiego poziomu bólu, żeby potrzebne mi były leki opioidowe. Nie miałem zresztą świadomości o przysługujących mi prawach, nie wiedziałem, że mogę pytać o te leki. A pacjent ma prawo wręcz ich żądać!

Spotkał się Pan z opinią, że „rak musi boleć”?

Tak, ale to się na szczęście zmienia. Wziąłem udział w kilku sympozjach na temat leczenia bólu, zostałem działaczem na rzecz psychoonkologii w Towarzystwie „Unicorn” w Krakowie, rozmawiałem z wieloma światłymi lekarzami i widzę, że środowisko medyczne zaczyna w inny sposób myśleć o bólu.

Problem leży w strachu wielu lekarzy przed posądzeniem o propagowanie narkomanii. Dlatego niechętnie wypisują recepty na leki opioidowe. Często pacjent w szpitalu na prośbę o nie usłyszy: „ale my nie mamy zabezpieczenia, opioidy trzeba w sejfie trzymać...”. Więc wypisują receptę. Pacjent idzie z nią do apteki, pan magister mówi: „chwileczkę”, idzie na zaplecze i dzwoni na policję. W taki właśnie sposób syn pewnego chorego trafił na komisariat i musiał się tłumaczyć, po co mu narkotyki.

A co Pan sądzi o argumencie, że chory się uzależni?

Chyba już wolałbym się uzależnić, niż cierpieć z bólu... Eksperci przekonują, że przy prawidłowym dawkowaniu leku nie ma mowy o uzależnieniu. Poza tym pacjent, któremu udaje się pokonać chorobę, tak bardzo kocha życie, że nie poświęci go przecież na konsumowanie narkotyków!

Kiedy poznał Pan diagnozę, wspólnie z żoną wyznaczył Pan sobie termin: muszę wygrać z rakiem do maja przyszłego roku. Skąd taki pomysł?

Chodziło głównie o narodziny mojej wnuczki: postanowiłem, że muszę być już zdrowy, kiedy przyjdzie na świat. Bo o raku dowiedziałem się, kiedy córka zaszła w ciążę. A pochodną tej decyzji było szalenie ryzykowne potwierdzanie – mimo choroby – poważnych, międzynarodowych zobowiązań zawodowych. Założyłem, że się uda i wygrałem.

Mówił Pan o pokorze, a tu bije z Pana ogromna pewność siebie.

To się przecież nie kłóci. Pokora polega na tym, że wczoraj jadłem langustę, a dziś kleik szpitalny. I mam się z tym pogodzić.

Jako aktor i reżyser przeżywam okresy niepewności: czy to, co wymyślam ma sens, czy dotrze do odbiorców... Ale kiedy już coś postanowię, muszę znaleźć w sobie pewność, żeby swój pomysł przeforsować. Bo jak publiczność zobaczy niepewność – to gwiżdże. Ryzykuję, wystawiam się na oceny, jestem krytykowany. Trzeba mieć nerwy jak postronki, żeby to wytrzymać. Z chorobą było tak samo.

Przebywał Pan w towarzystwie innych chorych, jak Pan reagował na ich cierpienie?

Tu akurat, powiem szczerze, nie mam wielkich doświadczeń. Służba zdrowia dyskretnie izolowała mnie od innych. Przede wszystkim – od tabloidów. Bo paparazzi byli gotowi zainstalować się na drzewach przed szpitalem.

W pewnym momencie sam zdecydowałem się na ucieczkę do przodu i pokazałem moją wymizerowaną twarz w wywiadzie dla TVN. I stała się rzecz paradoksalna: po tym coming oucie dostałem tysiące maili i papierowych listów, że dodałem odwagi, siły do walki z chorobą. Ludzie pisali, że przestali się wstydzić, że są chorzy. Dzieci od pani profesor Alicji Chybickiej z Wrocławia napisały, że są dumne, że chorują na to samo, co osiołek ze Shreka. Jaką mi to dało siłę!

Podczas spotkań z innymi chorymi paraliżował mnie lęk, by nie zachować się jak słoń w składzie porcelany. Przecież ja nie jestem lekarzem ani psychoonkologiem. Tymczasem odbierałem wiele telefonów typu: „proszę porozmawiać z moim pacjentem, bo on nie chce mnie słuchać, a Pana posłucha”.

Co Pan wtedy mówił? „Walcz”?

Przez telefon bym się nie odważył. Muszę zobaczyć taką osobę, popatrzeć jej w oczy. Jeśli jest załamana, zaczynam okrężnie: „ma pan dzieci? Co one robią? Jaki pan film widział ostatnio? A jakiś ze mną?”. I pomalutku szukam sposobu, żeby go wesprzeć.

Dzisiaj słyszę, że lekarze uważają moją książkę za terapeutyczną, że każą ją czytać pacjentom, szczególnie tym załamanym. Pytam: „a cóż tam jest terapeutycznego?”. „To, że mogę powiedzieć pacjentowi, że ją napisał gość, który miał sytuację trzy razy cięższą od pana, a chciało mu się wstać, przeczytać gazetę, film, i jeszcze parę zdań o tym zanotować. Ten facet miał chęć, żeby żyć. Dlatego: czytać, psiakrew! Obowiązkowo!”. I podobno po lekturze pacjenci mówią: „może jednak dam radę”.

Zawsze wie Pan, co powiedzieć?

Nie. Zdarzyło mi się raz, że sam się załamałem. To było spotkanie z 16-letnią, chorą na raka, ciężarną dziewczyną. Nie wiedziała, kto jest ojcem dziecka.

08.11.2016
strona 2 z 3
Zobacz także
  • Jej mąż zmarł na raka po długiej walce. "Jakbym wróciła z wojny"
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta