×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Założyłem, że się uda - strona 3

Jakub Grzymek, Maciej Müller
Kurier MP

Jak Pan wspomina kontakty z lekarzami?

Lekarze popełnili przy moim leczeniu parę poważnych błędów. Np. uznali w pewnym momencie, że jestem przypadkiem paliatywnym i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć. Wszczepili mi stenty do przełyku. Potem trafiłem na leczenie onkologiczne do Gliwic. A tam pytają: „jak mamy panu zrobić radioterapię, jeśli pan ma rury w środku?”.

Zmartwiłem się, bo odpadała połowa możliwości leczenia. Sprawę uratował docent Marcin Zieliński, torakochirurg z Zakopanego. Powiedział kolegom z Gliwic: „Niech pan Stuhr do mnie przyjedzie”. A do mnie: „wyciągnę panu te rury. Ryzyko jest spore, operacja będzie trudna, ale przecież jeśli pójdzie pan na kolację z Catherine Deneuve, nie będzie pan jadł papki”. Ten człowiek w tak prosty sposób przywrócił mi wiarę i siłę... Wiedział, co powiedzieć. Operacja się udała i można było rozpocząć leczenie.

Podejmując się go, usłyszał Pan od lekarzy, że umieralność wynosi 70 proc. Jak Panu udało się uchwycić tych 30 proc.?

Bez problemu! Pomyślałem sobie: jak 30, to nieźle jest, mogę się zmieścić.

Od lekarza oczekuje Pan empatii czy jedynie profesjonalizmu?

W trybie warunkowym: oczekiwałbym empatii, ale się jej niespecjalnie spodziewam. Zresztą lekarska empatia może mieć różne oblicza. Jedna Pani Doktor była osobą tak wrażliwą, że kiedy rano wchodziła na salę, widziałem po jej twarzy, że ktoś umarł w nocy. Kiedy wypisywali mnie do domu, powiedziała: „Pański przykład to optymistyczny znak, że w naszym zawodzie czasem się udaje”.

Ale był i inny lekarz, współczucie wyraził zatroskaną miną i słowami: „Jeszcze pan tu nieraz do nas wróci...”.

Jerzy Stuhr podczas próby spektaklu „Ich Czworo” w jego reżyserii, 28 stycznia 2014, Teatr Polonia w Warszawie. Fot. Adam Stępien / Agencja Gazeta

Rodzina była zawsze przy Panu?

Córka była w ciąży, więc rozmawialiśmy tylko przez telefon (zawsze przybierałem radosny ton). Nie chciałem, żeby cokolwiek zakłóciło jej spokój. A żona... Żona chorowała razem ze mną, całkowicie poświęciła się dla mnie. Szukała wszelkich metod leczenia – nawet alternatywnych, szamańskich. Kiedyś odwiedziłem takiego pana, nieustannie pochylonego, który coś tajemniczo szeptał i mruczał, podczas gdy jego żona mnie macała. Myślałem sobie: niezła scena. Małgorzata Szumowska potem pokazała coś podobnego w „Body/Ciało”. Podczas którejś z tych szamańskich sesji on popatrzył na mnie i powiedział: „pan już tam nic nie ma”.

To była prawda?

Tak – tomograf potwierdził. Okazało się, że chemio- i radioterapia tak szybko zadziałały, że nowotwór zniknął. Potem walka polegała już na tym, żeby nie było wznowy.

Pisze Pan, że upokarzała Pana litość i zadawał sobie Pan pytanie: jak znaleźć w ludzkim litowaniu się radość. Znalazł Pan?

Mam konstrukcję psychiczną, która nie lubi okazywania troski. Ja tutaj po zawale próbuję usiąść, a ktoś krzyczy: „rany boskie co pan robi!? Dopiero w czterdziestej godzinie można!”. A to ja wiem najlepiej, ile mam sił.

Choroba Pana zmieniła?

Bez przerwy jestem czujny, nigdy nie odzyskam takiego poziomu spontaniczności, euforii dla życia. Ale może w pewnym wieku już nie wypada.

Rozmawiali Jakub Grzymek i Maciej Müller

08.11.2016
strona 3 z 3
Zobacz także
  • Jej mąż zmarł na raka po długiej walce. "Jakbym wróciła z wojny"
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta